czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 8

         Otworzyłem oczy i zastanawiałem się, gdzie właściwie się znajduję. Na moim ciele pojawiły się dziwne dreszcze, które były spowodowane temperaturą, jaka panowała w owym pomieszczeniu. Nie byłem w stanie nic zauważy żyć, ponieważ moje oczy nie przyzwyczaiły się jeszcze do ciemności w jakiej się znalazły.
         Niezgrabnie podniosłem swoje ciało do pozycji kucającej, co było nie lada wyczynem, gdyż każdy mój ruch, sprawiał mi tak ogromny ból, jakby ktoś wbijał we mnie tysiąc igieł wielkości noża. Ukucnąłem więc, krzywiąc się z bólu i po omacku poszukałem podłogi. Wzdrygnąłem się już po pierwszym dotyku, bo moja ręka natrafiła na śliską maź. Wolałem nie myśleć, czym ona była. Odór, jaki unosił się w powietrzu sprawiał, że żołądek podchodził mi do gardła i modliłem się tylko o to, żebym nie zwymiotował na siebie, bo śmierdziało by jeszcze bardziej.
         Co ja tu robiłem? I jak się tutaj znalazłem? Te pytania cały czas krążyły mi po głowie, ale nie miałem pojęcia, jak mam na nie odpowiedzieć. Pamiętałem tylko, że rozmawiałem z kuzynką przez telefon i umówiliśmy się na spotkanie, a później pobiegłem do pokoju, wziąłem kurtkę i… I no właśnie, co się działo później, tego już nie wiem. Ciemność.
         Moim przemyśleniom coś przerwało. Dokładnie, to było coś, a nie ktoś.
         Zamknąłem oczy, bo światło jakie rozbłysło w pomieszczeniu było tak mocne, że nic nie widziałem, ale gdy je otworzyłem, to miałem ochotę zamknąć je z powrotem.
         Znajdowałem się w jakimś ciemnym, brudnym pomieszczeniu. Brudnym, to mało powiedziane. Ściany były z szarej, nie otynkowanej cegły, co przypominało stare piwnice w przedwojennych budynkach. Przyozdabiały je setki pajęczyn, mieniących się w różnych kolorach i oblepiających się kurzem, gdzie nie gdzie  można było dostrzec małego albo całkiem pokaźnych rozmiarów pajączka, który przechadzał się, niczego nie podejrzewając.  Na środku ścian były wielkie, blado czerwone lub fioletowe plany, rozpryski. Podejrzewałem, że była to krew.
         Serce waliło mi, niczym młot. Byłem przerażony i rozkojarzony, gdyż zapach, jaki czułem, nie pozwalał mi się skupić na niczym, prócz niego.  Zgnilizna! Tak, to było to! Dokładnie, czułem zapach zgnilizny, jakby jakiejś padliny, która już zdążyła się dość mocno rozłożyć.
         Jakiś wewnętrzny głos kazał mi się podnieść i iść w stronę korytarza, na którym nadal było ciemno. Mimo bólu, jaki mnie przeszywał, podniosłem się i ruszyłem przed siebie. Niechcący spojrzałem na podłogę i nie zwracając już na nic uwagi, wydaliłem resztki pokarmu, jaki pozostał w moim brzuszku. Śliska maź, którą dotykałem, wcale nie była mazią… Miałem racje, były to resztki jakiegoś martwego zwierzęcia.
         Gdzie ja, do cholery, jestem?  — Zastanawiałem się, rozglądając na boki, aby niczego więcej już nie dotknąć. Szedłem wąskimi, ciemnymi korytarzami, starając się nie upaść. Miałem ze sobą telefon, który oświetlał mi drogę, lecz oczywiście, nie było zasięgu. No, kto by się spodziewał? 
         Nie wiedziałem, ile już się tam znajdowałem, ale z minuty na minutę czułem się coraz gorzej, a moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Głowa pulsowała niemiłosiernie, kręgosłup łamał mi się na części, a żołądek pracował ponad swoje siły, co jakiś czas wydalając ostatni pokarm, jaki miał. W buzi miałem sucho, niczym na pustyni, a końca tych przeklętych korytarzy nie było widać, ale co się dziwić, jeżeli w ogóle nic nie widziałem?
         Beznamiętnie oparłem się o lepiącą ścianę i osunąłem w dół. Położyłem się na boku, ale nie dałem rady utrzymać swojego ciała w tej pozycji i chcąc nie chcąc, podłożyłem rękę pod głowę i oparłem o nią czoło, kierując swoją twarz w stronę śmierdzącej ziemi.
         Powoli czułem, jak odlatuję, gdy nagle usłyszałem głos.
         WILLIAM! WILLIAM!
         Podniosłem głowę by spojrzeć na tego, kto mnie woła, ale nie poznawałem kobiet, które do mnie mówiły. Ich głosy wydawały mi się znajome, jednak byłem tak wykończony, że nie mogłem się wytężyć, aby dostrzec ich twarze. Zamknąłem oczy i odpływałem, słysząc ich rozmowę
         — Musimy mu pomóc! — mówiła jedna.
         — Wiem, inaczej tu zostanie! — Przekrzykiwała druga.
         — On jest naszą jedyną deską ratunku!
         — Nie może tu zostać, nie może!
         —Ale co mamy zrobić?
         — Masz jeszcze kolodrono?
         — Nie chcesz chyba mu tego dać?
         — Przecież dla nas nie wystarczy, a on jest młody, może da radę.
         — A jak nie będzie pamiętał?
         — A może będzie, inaczej zostaniemy tu na za…
         To było ostatnie, co usłyszałem, zanim odleciałem w krainę snu.


         — Nathan, co się z tobą dzieje? — usłyszałem głos matki, która stała w kuchni i patrzyła rozwścieczonym spojrzeniem na ojca.
         — Daj mi święty spokój! —krzyknął tata i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
         Mama oparła się o blat stołu i schowała twarz w dłoniach.  Podszedłem do niej i przytuliłem ją mocno.
         — Nie płacz, mamo. — Wyszeptałem.
         Kobieta spojrzała na mnie i zrobiła dziwną minę.
         — Czemu tak wyglądasz?
         — Miałem bardzo straszny sen.

         — I dlatego masz twarz we krwi? — otworzyła oczy ze zdziwienia, a ja spojrzałem w lustro. Byłem przerażony.

niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 7

Notka*
Witam wszystkich, na samym początku pragnę przeprosić za moją nieobecność oraz za to, że nie zaglądam do waszych blogów, ale jak już wcześniej wspomniałam, naprawdę krucho u mnie teraz z czasem. Pracuję siedem dni w tygodniu, po pracy jestem zmęczona, kąpiel, jedzenie i spać, a jeżeli mam dzień wolny, to spędzam go z moim chłopakiem.
Bardzo tęsknie za wami, za waszymi opowieściami i komentarzami.
Dziś znalazłam troche czasu, więc napisałam, co prawda krótki, ale napisałam rozdział. :)
Pryzjemnego czytania i obiecuje, że jeżeli tylko znajdę czas, to nadrobie wasze blogi.
Nie zostawiajcie mnie!
Pozdrawiam, buziaki. :)

.................................................................................................................................................

          Pomijając fakt, iż jestem ostatnim, skończonym, skreślonym i aroganckim dupkiem na całym świecie, to nie wiem, jak to się stało, ale jakoś tak wyszło. Otworzyłem oczy i ujrzałem ciało kobiety, jakiego nigdy przedtem nie widziałem. Miała delikatne rysy twarzy, a za razem były tak wyraziste, że poznałbym ją z tysiąca kilometrów, choć wiem, że to nie możliwe. Jej tors był przykryty kołdrą, ale jedna zgrabna noga wystawała tusz ponad nią. Siedziałem chwilę na łóżku i przypatrywałem się dziewczynie, dla której kompletnie straciłem głowę, która zawładnęła moim życiem, umysłem, ciałem i zdecydowanie ciałem.  Bałem się, że podczas tej nocy mogę zrobić jej krzywdę, ale to, co się działo było tak przyjemne, że nie miałem ochoty wybuchnąć. Mimo tego, iż był to pierwszy raz, to wcale nie skończył się po dwóch ruchach, jak często się dzieje w takich przypadkach. Przeżywałem przyjemność, jakiej nigdy wcześniej nie zaznałem, a każdy ruch był dotykiem motyla, który unosił mnie od gwiazd.  Jakimś cudem jednak, szybowałem tusz pod niebiosami, nie mogąc wznieść się wyżej, jakoby coś mnie chamowało. Dzięki temu ta przyjemność była najlepszą z najlepszych i trwała dość długo.
         Patrząc na dziewczynę, zadałem sobie pytanie, czy ta noc wyglądała by tak samo, gdyby na jej miejscu była Cara?  A może byłaby lepsza? Z drugiej strony można podejrzewać, że bym się zawiódł, że Cara nie dałaby mi tego, co może dać mi Patty. Doszedłem do wniosku, że wolę tego nie sprawdzać, bo pomimo tego, że dzisiejsza noc była cudowna, laska kręci mnie niesamowicie, to nadal żywię uczucie do Cary, więc wolałem nie ryzykować, żeby nie poczuć… Straty czegoś, co mogło być lepsze.
         Zszedłem do kuchni, wyciągnąłem torebkę herbaty z szafki , zauważyłem, że w domku panuje dziwna cisza. Rozejrzałem się dookoła i nagle, jakby z ziemi, pojawiła się moja mama.
         — Nie strasz mnie! — krzyknąłem, cofając się krok do tyłu i łapiąc za klatkę piersiową.
         — Coś ty taki zdenerwowany? — Mama zaśmiała się, klepiąc mnie w ramię. — Jak dzisiejsza noc?  — dodała.
         — W porządku. — Zaczerwieniłem się.
         — Myślę, że lepiej niż w porządku, ale okej, nie będę wnikać w szczegóły. —Puściła oczko i skierowała się w stronę schodów.
         Odniosłem wrażenie, że mama była jakaś dziwna. Nie to, żebym myślał, że coś z nią nie tak, ale moim zdaniem, zachowywała się nienormalnie. Gdyby chodziło  o Carę, to nie miałbym nawet czego szukać w domu. Rodzice zawsze byli źle nastawieni do naszego związku, pomimo tego, że ja traktowałem tę dziewczynę serio. Może to dlatego, że ona nie była taka jak ja? Taka jak oni? Może to był czysty rasizm? Patty jest idealną kandydatką na moją dziewczynę w ich mniemaniu, ponieważ przy niej nie muszę się hamować czy też bać, że wyjawię swoje moce. Może mają rację?

         — No nie pierdol, stary, że bzyknąłeś tę laskę! — To nie było pytanie, a stwierdzenie.
         — Russel, proszę cię. Nie będę ci opowiadał o swoich  wyczynach. — Przewróciłem oczami.
         — Ja ci zawsze mówię o moich!
         — Ale ja się nie pytam!
         — Czyli nie mam ci mówić? — oburzył się.
         — Daj spokój.
         Siedzieliśmy na kanapie w salonie i oglądaliśmy jakiś beznadziejny program w telewizji, kiedy Russ zaczął zadawać głupie pytanie, na które wcale nie miałem zamiaru odpowiadać.  Wkurzało mnie jego zachowanie, ponieważ on myślał, że jeżeli on opowiada mi o swoich wyczynasz, to ja będę robił to samo. Co to, to nie.
         Minęła dłuższa chwila, kiedy stwierdził, że idzie do domu.
         — Ej, no co ty, jesteś zły? — spytałem.
         — Jak byłem ci potrzebny do wysłuchiwania tego, jak bardzo cierpisz po stracie Cary, to byłem przy tobie, ale teraz, gdy mógłbyś opowiedzieć mi o czymś, co mnie interesuje,  to ty mnie zbywasz! — Spojrzał na mnie, a ja poczułem się jakoś nie swojo.
         — Nie, no co ty! Nie zbywam cię, po prostu uważam, że o takich sprawach się nie opowiada!
         — To ja już pójdę. — powiedział oschle i wyszedł,  trzaskając drzwiami.
         Usiadłem powrotem na łóżku i zdałem sobie sprawę, że odkąd w moim życiu pojawiła się Patty, zmieniło się ono diametralnie. Najpierw straciłem dziewczynę, którą kochałem nad życie, nie wiadomo dlaczego, ponieważ strzeliła na mnie focha za nic, a teraz mój najlepszy przyjaciel zachowuje się tak, jakbym nic dla niego nie znaczył, choć znamy się tyle lat i nigdy, ale to przenigdy się nie klóciliśmy.
         Do pokoju wszedł mój ojciec, którego nie widziałem od wczoraj.
         — Cześć, tato. Jak tam? — spytałem.
         — Daj mi spokój, jestem zmęczony. — Odburknął Nathan, a ja spojrzałem na niego, jak na ducha.
         Mój idealny, wzorowy i zawsze uprzejmy ojciec, powiedział do mnie, żebym dał mu spokój? O co chodzi? Nie rozumiałem, co się dzieje, ale naprawdę miałem złe przeczucia. Wszyscy, na których mi zależało, zaczynali mnie olewać,  dzięki czemu zaczynałem czuć się coraz bardziej samotny i skrępowany.
         — Tato, dlaczego tak do mnie mówisz?
         — Powiedziałem, żebyś dał mi spokój! — warknął, robiąc przy tym taką minę, że zjerzyły mi się włosy na plecach, których nie mam. Wiodłem za nim wzrokiem, dopóki nie zniknął za ścianą, po czym odetchnąłem z ulgą, upuszczając z siebie całą złość, jaka we mnie zagościła.
         Usłyszałem dzwonek telefonu i zobaczyłem, że dzwoni moja kuzynka.
         — Co jest? — Przyłożyłem telefon do ucha.
         —Chłopie, coś jest nie tak. — Usłyszałem rozhisteryzowany glos dziewczyny.
         —Co się dzieje?
         — No właśnie nie wiem! Ale nic dobrego! Moja mama nie chce ze mną rozmawiać.
         — A co powiedziała? — zdziwiłem się.
         — Żebym dała jej spokój. Przyjaciółka też się na mnie obraziła.
         — No to mamy problem, dziewczyno. Kawiarnia za pół godziny.
         — Ok. — Usłyszałem, po czym szum zastąpił dźwięk rozłączającego się połączenia.
         No to mamy problem — dodałem w myślach.