sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 6

                Próbowałem skupić się na lekcji, siedząc w drugim rzędzie i patrząc na zapisaną algorytmami tablicę, ale nie wychodziło mi to najlepiej. W mojej głowie zaprzątały się setki myśli, które najwyraźniej nie były matematyką. Cara siedziała trzy ławki za mną i co chwilę słyszałem jej śmiech, który przyprawiał mnie o dreszcze. Nie odzywała się do mnie już od kilku dni, a ja nic nie robiłem, aby zaprzestać tej sytuacji. Bo co miałem zrobić? Kobieta jest dziwnym stworzeniem i obraża się, Bóg wie za co. Niby jest niedostępna, niby nic od ciebie nie oczekuje, ale jeżeli nie idzie po jej myśli, to po prostu strzela na ciebie focha i nie można się do niej dodzwonić, a jak próbujesz podejść i zagadać, odwraca się na pięcie i odchodzi, ignorując cię najnormalniej w świecie. To wkurzające, gdy nie mogę nic jej wytłumaczyć.
         Gdy usłyszałem dzwonek na przerwę, odetchnąłem z ulgą. Miałem dość tej chorej sytuacji, więc poczekałem przed klasą na dziewczynę. Wychodząc, zobaczyła mnie i automatycznie odwróciła się i zaczęła iść w drugą stronę. Podbiegłem do niej i chwyciłem ją mocno za ramię, aby mi nie uciekła. Zatrzymała się i spojrzała na mnie takim wzrokiem, którego nie zapomnę do końca życia.
         — Czego chcesz? — wysyczała przez zaciśnięte zęby.
         — Cara, musimy porozmawiać — odpowiedziałem, nadal nie puszczając jej ramienia.
         — Nie chcę z tobą rozmawiać, jakbyś nie zauważył.  — Szarpnęła się mocniej, aby uwolnić się z uścisku mojej ręki.
         — Mnie to nie obchodzi, czego ty chcesz — warknąłem — kocham cię i nie zamierzam tolerować takiego zachowania.
         — Ty mnie kochasz? — Zaśmiała się, a ja poczułem mocne ukucie w moim sercu, bo dziewczyna, którą darzyłem uczuciem, o jakie się nigdy nie podejrzewałem, właśnie wątpiła.  — Dobre sobie.
         — Ja cię naprawdę kocham, ale ty myślisz, że jak nie mogłem przyjść do ciebie na noc, to znaczy, że nie darzę cię uczuciem? — Byłem wściekły, moim ciałem miotały takie emocje, że miałem wrażenie, iż zaraz zapłonę i to dosłownie. Przypomniałem sobie słowa mojej matki, która ostrzegała mnie, że tak się może zdarzyć, dlatego opanowałem oddech i spokojniejszym już głosem, kontynuowałem. — Kobieto, nie wiem, czym dla ciebie jest miłość, ale na pewno nie jest tym, o czym mówisz. Jak mogę ci udowodnić moje uczucia? Sypiając z tobą?
         — Już je udowodniłeś. — Spojrzała na mnie, miała łzy w oczach, ale powiedziawszy to, odeszła pewnym siebie krokiem w kierunku grupki koleżanek, które na nią czekały. Odwróciła się, stojąc przy nich i bezgłośnie szepnęła do mnie.
         Nie musiałem słyszeć jej słów, wystarczy, że widziałem ruch jej warg. Nigdy nie myślałem, że go zobaczę, a na pewno nie w takim momencie. Bezgłośne „koniec z nami”, zrujnowało moje życie. W jednym momencie byłem najszczęśliwszym chłopakiem na całym świecie, a w drugim poczułem, że ten świat właśnie się zawalił. Stałem tam i widziałem mijających mnie ludzi, ale oni nie mieli znaczenia. Słyszałem głosy, które mówiły do mnie, żebym się przesunął, wyzywały mnie, że nie stoi się na środku korytarza, bo tamuję ruch. Nie miałem siły się ruszyć, moje nogi przyklejone były po płytek na szkolnym korytarzu, a wzrok podążał za dziewczyną, która już nie była moja. Zastanawiałem się, jak można stracić coś, co się kocha nad życie i jednocześnie nie móc za tym pobiec, chociaż się to widzi.
         Nagle korytarz opustoszał, uczniowie weszli do klas, a ja nadal stałem jak słup elektryczny, który nie może się ruszyć. Pierwsze otępienie gdzieś się ulotniło, a w jego miejsca przyszła wściekłość. Poczułem rosnące we mnie ciśnienie, pulsującą krew w żyłach, walące jak młot serce i taką adrenalinę, którą człowiek czuje po zażyciu piguł, ale nie jednej, a kilkudziesięciu. Chwyciłem za plecak, który leżał pod ścianą i najszybciej jak potrafiłem, nie ujawniając przy tym swoich mocy, wybiegłem ze szkoły. Świat, jakby czując mój ból, płakał, a krople, które spadały na moją twarz, włosy i resztę ciała były tak zimne, jak lód w czterdziesto minusowej temperaturze. Gdy znalazłem się już poza zasięgiem kamer ze szkoły, udając się do lasku za budynkiem, dałem upust swoim emocjom. Przebierałem nogami tak szybko, jak jeszcze nigdy dotąd. Drzewa, które mijałem  nie miały kształtu, widziałem tylko cienie, miałem problem, żeby ominąć co niektóre gałęzie, więc obrywałem jedną za drugą w twarz. Poczułem, jak zaczynam się unosić. Moje ciało nie biegło, ono leciało, prosto przed siebie, jakby miało jakiś cel, którego nie rozumiałem. Nie miałem siły, aby myśleć, ale w głowie pojawiał się obraz uśmiechniętej dziewczyny, która przytula mnie do siebie. Jej długie brązowe włosy oplatały moją szyję. Łzy same zaczęły cisnąć mi się do oczu, a po mimo tego, że leciałem, to właśnie w tamtym momencie zorientowałem się, że płonę. Nie wiem, jak wyglądałem, ale wydaje mi się, że gdyby ktoś mnie zobaczył, pomyślałby, że jestem spadającym meteorytem, który leci tusz nad ziemią i zaraz wybuchnie. Dokładnie  tak się czułem, ale nie wiem, czy można było wybuchnąć bardziej, niż już to zrobiłem.
         Opadając z sił, upadłem na kolana i zacząłem  płakać jak małe dziecko po utracie kogoś ważnego. Chyba właśnie tak było, pomimo tego, że byłem prawie szesnastoletnim chłopcem, to nadal byłem dziecko i straciłem coś, czego nie chciałem oddać nikomu. Może nie tyle straciłem, co ona mnie zostawiła. Bałem się, że już nigdy jej nie odzyskam i miałem przeczucie, że moje obawy są słuszne. Z mojego gardła wydobył się krzyk, niewyobrażalnie głośny, jak ryknięcie rozwścieczone lwa, po czym upadłem na ziemię, łkając bezsilnie.

         — Will, co się stało? — Usłyszałem głos matki, która weszła do mojego pokoju. Nie poszedłem do szkoły pierwszy raz odkąd pamiętam. Nie miałem siły patrzeć na Carę i jej roześmianą twarz, podczas gdy moje serce było pociachane na milion kawałków, oczy czerwone jak u narkomana, a twarz tak biała, że sam bałem patrzeć się na siebie w lustrze, bo bałem się, że umarłem, tylko jakimś cudem nadal myślę. — Kochanie, dlaczego ty…?  — Ameel podeszła do łóżka i mocno przytuliła moją głowę do swojej piersi, a z moich oczu znów zaczęły lecieć łzy, przypominając sobie, jak dziewczyna tak mi robiła.
         — Mamo… — wychlipałem  — Cara mnie rzuciła.
         — Co? — Kobieta odsunęła mnie na odległość swoich ramion i spojrzała współczującym wzrokiem. — Kochanie, tak mi przykro. — Przytuliła mnie jeszcze mocniej niż poprzednio, a ja, czując się jak małe dziecko, mocno wtuliłem się w jej piersi i płakałem.

         — No chodź, będzie fajnie, wyluzujesz się. — Russel siedział obok mnie, współczując mi. Niby nie lubił Cary, ale czułem, że mam w nim oparcie.
         — Błagam, spójrz na mnie. Wyglądam jak wrak człowieka, a ty myślisz, że mam ochotę na imprezę?  — spytałem, spoglądając na kumpla.
         — Obiecuję, że cię nie zostawię i nie wyrwę żadnej laski. To będzie męski wieczór.
         Godzinę później, gdy już się ogarnąłem, wykąpałem i doprowadziłem do człowieczeństwa, siedzieliśmy w klubie i piliśmy piwo. Oczywiście barmanka nie chciała dać dwóch, bo ewidentnie było widać, że nie jestem pełnoletni, ale widziałem jak Russ dał jej swój numer telefonu i obiecał, że do niej zadzwoni, choć tak naprawdę wiedziałem, że tego nie zrobi, bo dziewczyna nie była w jego typie. Ba, nie była nawet w moim typie. Wyglądała jak nieudane połączenie Kardashianek z Paris Hilton i odrobiną Kate Perry. Piliśmy więc piwo i patrzyliśmy na dziewczyny, które ruszały swoimi tyłkami na parkiecie. Wiedziałem, że gdyby nie ja Russ już dawno obmacywał by którąś z nich i za chwilę szli by do auta, by uczcić swoją znajomość.  Było mi go szkoda, ale potrzebowałem go w tym momencie, jak w żadnym innym.
         Zastanawiałem się, co teraz robi Cara. Pewnie czytała książkę lub się uczyła. A może myślała o mnie? Nie wiedziałem za bardzo, jak się mam zachować, myślami byłem przy ukochanej, co sprawiało, że rozmowa nam się nie kleiła. Sącząc napój, popatrzyłem na parkiet i przetarłem oczy ze zdziwienia, gdy ujrzałem ową dziewczynę, która była w kawiarni tego samego dnia, którego spotkałem się z Alice.
         — Russ — Puknąłem kumpla w ramię — zrobisz coś dla mnie?
         — Co? —Uniósł głowę do góry.
         — Widzisz tamtą blondynę na parkiecie? — Spojrzałem w jej stronę, a on przytaknął. — Wyrwij ją dla mnie i przyprowadź do stolika.
         — Ale myślałem...
         — Nie pytaj, tylko to zrób. — Wzruszył ramionami, wstał i poszedł na parkiet.
         Przyglądałem się, jak podchodzi do niej, podając jej rękę i prosi do tańca, a już za chwilę byli przy naszym stoliku. Dziewczyna, widząc mnie, zmieszała się niesamowicie, a jej wzrok był rozbiegany dookoła, byleby tylko nie patrzeć na mnie. Policzki lekko jej się zaczerwieniły. Wstałem i wyciągnąłem przed siebie rękę.
         — Will. — Przedstawiłem się. — Wydaje mi się, że gdzieś się już spotkaliśmy.
         — Patty — odpowiedziała, rumieniąc się jeszcze bardziej — Tak, ty również wydajesz mi się znajomy.
         Nie chcąc się zdradzić przed kumplem, zaczęliśmy rozmawiać na wszystkie inne tematy, omijając czytanie w myślach, bieganie i płonięcie. Po jakiś dwóch godzinach, gdy Russel wstawił się dość mocno, zaproponowałem, że odprowadzimy go do domu, a Patty mi przytaknęła. Widziałem, że miał na nią ochotę, ale on zauważył, że mam ku niej jakieś plany, więc nie próbował jej podrywać, za co byłem mu wdzięczny, bo pomimo tego, iż urodą wręcz grzeszyłem, to on był diabelnie przystojny, a  ja bałem się niesamowicie, że ona poleci na niego, nie na mnie.
         Przy niej, choć na moment zapomniałem o Carze, przez którą przepłakałem ostatni czas, ale bardziej interesowało mnie to, kim jest owa dziewczyna. Wychodząc z klubu, wziąłem kurtę kumpla z szatni, podałem Patty jej płaszczyk i wyszliśmy. Była ładna, ciepła noc, na ulicach nie było praktycznie nikogo. Gdy dotarliśmy do domu przyjaciela, poprosiłem dziewczynę, aby poczekała, a ja weszłam z nim do domu i podziękowałem za wieczór.
         — Bierz się za nią, stary. — Uśmiechnął się. — Jak przepuścisz taką laskę, to ci nie daruję.
         — Nie przepuszczę. — Zaśmiałem się i zamknąłem za sobą drzwi.
         Dziewczyna siedziała niedaleko  na ławce, więc podszedłem do niej i usiadłem obok.
         — Więc… Zostaliśmy sami — zagadnęła, lekko się uśmiechając.
         — I co z tym zrobimy? — spytałem, podnosząc kąciki ust ku górze.
         — Może… Pójdę poznać twoich rodziców? — Uniosłem brwi ze zdziwienia, patrząc na nią. Myślałem, że żartuje, ale jej mina była poważna. Mieszkałem niedaleko Russela, a ona musiała o tym wiedzieć.
         — Jeżeli chcesz…?  — Kiwnęła głową na zgodę.
Wstaliśmy i zaczęliśmy się kierować w stronę mojego domu, gdzie tylko po otwarciu drzwi, zauważyłem, że matka siedzi wraz z ojcem na kanapie. Odwrócili się w moją stronę, a na twarzy matki zauważyłem grymas, którego nie rozumiałem, ale byłem do tego przyzwyczajony.
— Mamo… To jest…
— Jestem Patty. Witam, panno Ameel i panie Nathanie. Wiele o państwu słyszałam — przerwała mi dziewczyna, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Skąd ona wiedziała, jak mają na imię moi rodzice?
— Witaj, Patyy. — Matka wstała i zaprosiła gestem dziewczynę do środka. — Jesteś taka podobna do matki.
Wiedziałem, że mama rozpoznała w Patty córkę owej Winter, którą  wspominała w ostatniej rozmowie. Miałem tylko nadzieję, że nie jest ona żadną moją kuzynką, bo nie ukrywając tego, że cierpiałem po stracie Cary, to chciałem to odreagować. Nie, żebym się zakochał w Patty, ale już wtedy w kawiarni widziałem, jaka jest piękna, a teraz była w moim domu, a ja nie miałem dziewczyny. Był jeszcze jeden plus całej sytuacji. Przy niej nie musiałem nad sobą panować, albowiem wywnioskowałem, że ona jest jedną z tych  „magicznych” .
— Mama wiele mi o was opowiada, zanim zmarła.
— Winter nie żyje? — Nathan spojrzał na blondynkę.
— Niestety nie. — Dziewczyna uśmiechnęła się, nie chcąc ukazywać tego, jak cierpi. — Przed swoją śmiercią kazała mi się skontaktować z waszymi dziećmi, ale nie miałam jak tego zrobić, dopóki nie poznałam Alice, która umie… Umie się komunikować za pomocą myśli.
— Tą Alice, która się ze mną spotkała w kawiarni, a później zniknęła? — spytałem.
— Tak. Ona nie zniknęła. Stała się niewidzialna i śledziła cię, aby dowiedzieć się, gdzie mieszkasz.
Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na matkę, która przyglądała się dziewczynie.
— Co jej się stało? Dlaczego kazała ci się z nami skontaktować? — Mama wstała i zaczęła chodzić nerwowo po pokoju.
— To dłuższa historia — odpowiedziała dziewczyna, zakładając nogę na nogę.
— Mamy czas. Podejrzewam, że i tak zostaniesz na noc — odezwał się tata.
— To zależy… — Uśmiechnęła się blondynka.
— Od czego? — matka spojrzała na nią.
— Od tego, czy będę mogła spać z Willem. — Nie było to pytanie, a stwierdzenie.
Rodzice spojrzeli na mnie pytająco, co mnie zdziwiło, bo myślałem, że usłyszę zaraz jakieś sprzeciwy od matki, a tu…
— Jasne — odpowiedziałem bez wahania.
— No to mamy jasność. A więc możesz mówić.  — Ojciec przyniósł szklankę i nalał dziewczynie napoju.  Usiadł się wygodnie, podejrzewając, że historia będzie dosyć długa.
— A więc, od czego by tu zacząć, może zacznę od początku.
Jakieś pół roku temu, w mojej głowie zaczęła pojawiać się jakaś dziewczyna. Na początku myślałam, że wariuję, bo słyszałam głos, który odpowiadał na moje pytania. Był ze mną wszędzie, w domu, w mieście, nawet po prysznicem. Nie wiedziałam, o co chodzi, bałam się powiedzieć mamie, po mimo tego, że od samego początku znałam całą historię z Feltonem, z mrokiem i z wami. Wiedziałam, że matka włada mrozem i będę kiedyś musiała przejąć po niej ten interes.
Któregoś dnia zdecydowałam się powiedzieć matce o tym, co się dzieje. Po mimo tego, że byłam czarownicą, to myśli w mojej głowie, a mówiąc dokładniej, dziewczyna w mojej głowie mnie przerażała. Matka powiedziała, że jedyną osobą, która może się dostać w ten sposób do mojej świadomości, to Alice, córka Rosse, mojej ciotki, którą zabiliście. Na początku nie rozumiałam, jak to możliwe, że ciotka ma młodszą ode mnie córkę, jeżeli gdy ja się pojawiłam na świecie, to jej jeszcze nie było, jednak matka powiedziała mi, że czarownice… Czarownice, jeżeli są w ciąży, to nawet po śmierci urodzą swoje dzieci. Co dziwniejsze, zastanawiała się, jakim cudem jednak Rosse mogła być w ciąży, jeżeli nie była wtedy z Feltonem.  Siedziała chwilę i główkowała tak, gdy nagle powiedziała coś, o jakimś Jonie, z którym się spotykała. Miałam wrażenie, że nie słyszę dobrze, ale jednak to była prawda. Myślę, że Jon nie wie, że ma dziecko, a tym bardziej nie wie tego jego żona, Felcy, ale myślę, że czas najwyższy, żeby się dowiedzieli o tym.
— Jon nie spał z Rosse — powiedział spokojnym tonem Nathan.
— Jesteś taki pewny?  — spytała dziewczyna.
— Poczekaj. Pamiętasz , jak po sylwestrze spali u nas?  — odezwała się mama — Jak zeszłam na du, to nie było jej…
— Nie ważne to jest. Ważne, że jest to jego córka. Połączenie LOFREE z czarownicą. Coś niesamowitego. – Kontynuowała dalej Patty. – Tak więc, gdy już się dowiedziałam, kim jest owy głos w mojej głowie,  spotkałam się z nią. Jako, że czarownice kontaktują się najpierw ze swoją rodziną, to ja byłam jej najbliższa. Nie powiedziała mi zbyt wiele, aby to, że ludzie w Ameryce polują na coś, co nazywają Czarnymi Aniołami Mroku. Dzisiaj wiem, że tym czymś, są wasze dzieci, znaczy się Will, córka Teyii i wiele, wiele innych istot. Facet, który na nich poluje jest czarownikiem, który twierdzi, że wasz pokrój zagraża ludziom i chce was wszystkich unicestwić. Jest cała masa takich osób, którym wpoił ten sposób myślenia i dopóki on żyje, wasze dzieci są zagrożone. Przykro mi, Will, że dowiadujesz się w ten sposób, ale… No, musiałam to powiedzieć, żebyście wiedzieli na czym stoicie. Oczywiście, ja z mojej strony mogę zapewnić, że pomogę, Alice też, pod warunkiem, że pozna swojego ojca.
— Z tym może być pewien kłopot, ponieważ nie za bardzo wiem, gdzie znajduję w tej chwili Jon. — Tata spojrzał na dziewczynę, jakby w ogóle się nie przejmując tym, że grozi mi niebezpieczeństwo.
— Ym, mam pytanie. Jak mamy z nim walczyć?  — Spojrzałem na Patty, pełnym nadziej wzrokiem.
— Jak na razie, to musicie uciekać. Ty, Charrol, Cara…
— Cara?! Z tego co wiem, to ona nie ma mocy! — krzyknąłem.
— Przecież była twoją dziewczyną, — Trafiła w czuły punkt, ale nie chciałem dać tego po sobie poznać, ponieważ miałem inne plany na wieczór.
— No i co z tego. Nie wie  o moich mocach, a gdyby je miała, to bym zauważył na pewno.  I dobrze powiedziane, była. — Mama spojrzała na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi, ale po mojej minie chyba zrozumiała, że mam jakieś zamiary ku Patty, więc nie odzywała się na ten temat.
— Myślę — przerwała — że jest już późno, a ty Patty, pewnie jesteś już zmęczona.
— O tak, z chęcią bym się położyła.
— A więc idźcie do pokoju.

Moment później siedziałem na swoim łóżku umyty i pachnący, i czekałem, aż dziewczyna wróci z łazienki. Gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłem kobietę, ubraną w najseksowniejszą bieliznę, jaką kiedykolwiek widziałem. Patrzyłem na nią, jak na anioła i doszło do mnie, że nigdy nie widziałem dziewczyny tak ubranej, która na dodatek, za chwilę miała wylądować w moim łóżku. Uśmiechnęła się do mnie, zgasiła światło i położyła obok mnie.
— Myślę — zaczęła — że szkoda by było zmarnować tak piękną noc, jak ta. — Poczułem zapach jej ciała. Zbliżyła się do mnie i dotknęła Wagrami moje usta, a ja odpłynąłem, zapominając o Carze i całym świecie.

— Myślę, że nie zmarnujemy tej pięknej nocy, słoneczko — wysyczałem przez zęby i obracając się delikatnie, wylądowałem na niej.


_______________________________________________


* Notka:
No to poleciałam po bandzie. Zazwyczaj, moje rozdziały są krótkie, ale dziś miałam pewną wenę, w której miałam jasno przedstawiony scenariusz mojego rozdziału i nie mogłam tego skrócić. Ostatnio miałam blokadę, nie miała pomysłu, a dziś usiadłam przed laptopem i tak oto naskrobałam dość dużo. Pomijając to, że moje rozdziały mają maksymalnie tysiąc słów, dziś mój rozdział ma dokładnie 2748, co jest szokiem.

Jednocześnie, chciałam powiedzieć, że teraz rozdziały będą pojawiać się znacznie rzadziej, gdyż będzie to spowodowane tym, że o 3 w nocy wyjeżdzam za granicę do pracy, więc nie będę miała tyle czasu na pisanie, co prędzej. 

Chcę wam podziękować za to, że czytacie i jesteście, i mam nadzieję, że pomimo tego, że rozdziały będą pojawiać się rzadziej, zostaniecie ze mną, będziecie i będziecie czytać.
A tymczasem buziaczki dla was! 
Patyy :*