niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 9

Notka!!!!
Boziu drogi, udało mi się coś naskrobać. Nie, nie będziecie zaskoczeni, bo w sumie... Nic nie wprowadzam nowego, ale przynajmniej coś napisąłam i przełamamłam ten masakryczny etap "nie wiem co napisać, jak wybrnąć z sytuacji, wiem co będzie dalej, ale nie wiem jak" :D
A więc po trzech miesiącach jest krótki, ale jednak mający jakiś sens, kompletnie nie sprawdzany pod względem błędów rozdział.
Miłego czytania :*
Ps. do wszystkich kiedyś zajrzę i wszystkich nadrobię, obiecuję. Naprawdę. Ale aktualnie nie mam czasu żyć. 





                Ostatnio nie potrafiłem zapanować nad swoimi mocami i pokazywanie się w miejscach publicznych lub przebywanie wśród ludzi było dla mnie nie lada wyzwaniem. Każda próba kończyła się na tym, że musiałem jak najszybciej wrócić do domu, czyli w moim przypadku był to las.
                Spędzałem wśród zieleni całe dnie, czasem nawet noce. Zdarzało się tak, że bieganie nie męczyło mnie w ogóle, zaś kule ognia jakie z siebie wyrzucałem przypominały wielkie, okrągłe kule do kręgli. Nie raz zdarzyło mi się biec po wodę do jakiegoś strumyka, bo las zaczynał płonąć.
                Miałem dosyć świata. Ludzie, których kochałem, i na których mi zależało odchodzili. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego tak się dzieje. Może nawet nie chciałem. Najpierw odeszła Cara, z którą nie miałem kontaktu już bardzo długo, ale cały czas o niej myślałem. Później Russel, który obraził się nie wiadomo o co, a wszelkie próby jakiegokolwiek odzewu spełzały na niczym. Mój tato również zachowywał się jakoś dziwnie, a mama cierpiała przez to, choć  próbowała to ukryć.
                Nie rozumiałem tylko dlaczego została Patty. Ona była zawsze i wszędzie, a odkąd była – nie było nikogo innego. Gdzie bym nie poszedł czułem jej obecność. Obecność, która przytłaczała a za razem tak cholernie mnie nęciła.
                Nie, żeby zależało mi tylko na seksie, ale…
                Miewałem dziwne wrażenie, że gdy ta dziewczyna pojawiała się obok, to świat wirował mi przed oczami, a tylko jej obraz był takim idealnym.  Siedząc w domu, w salonie, widziałem kiedy się zbliża, a gdy już weszła bez pukania – jak do siebie – i powiedziała swoim słodkim głosem: cześć! – to nie było już myśli o niczym innym. Mózg mi wariował, serce uderzało, jakby chciało zrobić z mojej klatki piersiowej kotlety, a nogi były niczym wata. Chciałem tylko chwycić ją za rękę, zaprowadzić do pokoju i kochać się z nią do rana.
                I zazwyczaj tak też robiłem. 
                Tylko to nie było normalne. Kochałem się z nią, a ona odchodziła. Jednak nawet gdy wiedziałem, że jej przy mnie nie ma, to czułem nadal jej obecność. Jakby była niewidoczna, ale dalej obok mnie lub za moimi plecami. Czasem nawet przyłapywałem się na tym, że zaczynałem do niej mówić, a po jakimś czasie, gdy się spotykaliśmy i chciałem jej o tym opowiedzieć, ona mówiła, że już to wie. I to było dziwne.
                Jeszcze dziwniejsze było to, że moje sny z dwiema kobietami pojawiały się coraz częściej, a ja nie wiedziałem kim one były. Te sny doprowadzały mnie do obłędu, bo za każdym razem kiedy one mi się śniły, budziłem się wyczerpany, wykończony i zmęczony życiem, a ubrania cuchnęły jak stare, zgniłe mięso.
                Próbowaliśmy razem z mamą znaleźć jakieś logiczne rozwiązanie, ale dobrze wiedzieliśmy, że rozwiązanie nie będzie logiczne. Więc czekaliśmy, aż kobiety dadzą nam jakąś wskazówkę.


                Jak zwykle obudziłem się w brudnej i śmierdzącej piwnicy. Ten schemat się powtarzał, uważałem tylko, aby się nie przewrócić i nie zasnąć, zanim nie spotkam kobiet, o które mi chodziło.
                Wiedziałem, że śnię, ale byłem też w stanie kontrolować sytuację, po kilku takich próbach w końcu się tego nauczyłem, a co najważniejsze, nauczyłem się również rozpalać płomień i świecić jak latarnia.
                Szedłem korytarzem, mijałem zwłoki zwierząt i co jakiś czas puszczałem tak zwanego pawia. Mój organizm nie reagował zbyt dobrze na ten odór. Po pewnym czasie zauważyłem jednak, że moje wymiociny nie znikają, a za każdym owym snem, było ich więcej, co dowodziło tylko tego, że moje podejrzenia były słuszne.
                To nie były sny, a teleportacje. Miałem wrażenie, że kobiety chcą mnie o coś prosić i jakimś magicznym cudem sprowadzają mnie do siebie. Nie wiedziałem tylko w jakim celu i dlaczego akurat mnie. Podejrzewałem, że jeżeli się dowiem, nie będą to miłe informacje i będę, chcąc nie chcąc, wplątany w coś, co niekoniecznie będzie dla mnie przyjemne. Ale wiedziałem, że muszę pomóc tym kobietom bez względu na konsekwencje, w końcu po coś wybrały właśnie mnie.
                A więc czekałem na sytuację, w której w końcu je poznam i dowiem się czego ode mnie chciały, co dzień idąc spać, a spałem coraz częściej, starałem się trafić w tamto miejsce, a kiedy już się tam znalazłem – nie opaść od razu z sił.
                Pewnego razu udało mi się ujrzeć kawałek jednej z owych dam, była ubrana cała na czarno, długie, gęste i czarne jak smoła włosy owijały się wokół jej twarzy, białej – jak u trupa. Spojrzała w moje oczy, a ja resztkami sił zobaczyłem w nich nadzieję. Nadzieję, którą we mnie pokładała.

                — Siostro, on nas widział! Pomoże nam! — Usłyszałem i jak zwykle obudziłem się w swoim świecie.