czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 11

Powoli przesuwałem się w jej stronę, gdy nagle poczułem zimny, wywołujący gęsią skórkę powiew wiatru. Popatrzyłem na śpiącą obok mnie dziewczynę, która wyglądała tak słodko, że gdybym nie musiał, na pewno nie oderwałbym od niej wzroku.
            Delikatnie, starając się jej nie obudzić, odsunąłem kołdrę i wyszedłem z łóżka. W domu panowała dziwna, niezręczna cisza, a za jej echem odbijał się czyjś oddech. Otworzyłem drzwi od pokoju i rozglądając się uważnie szedłem w kierunku dochodzących odgłosów.
            Nie bałem się, ale miałem wrażenie, że ktoś znajduje się w domu i nie ma dobrych zamiarów. Zszedłem po schodach, najciszej jak umiałem i zapaliłem światło, rozejrzałem się dookoła, ale nic, ani – co najważniejsze – nikogo nie zauważyłem. A może tylko mi się wydawało, że coś słyszałem? Głęboko westchnąłem i ruszyłem w kierunku schodów, by wrócić do Patty, którą zostawiłem w moim łóżku. Taką samotną…
            *
            Ściskałem w ręce coś, co przypominało małą gąbeczkę do makijażu i patrzyłem na to z niedowierzaniem. Nie mogłem uwierzyć, że Charrol była wstanie w tak krótkim czasie skombinować aparat tlenowy, który nie wygląda jak taki, jak dla płetwonurków, choć właśnie owego się spodziewałem. Niestety, a może stety, przeliczyłem się, bo kuzynka stwierdziła, że nie wie, czy to „skoczy” razem ze mną, więc wolała nie ryzykować i nie obciążać mojego, i tak już nadszarpniętego organizmu.
            Szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że to się uda. Nie miałem najmniejszej nadzieji na to, że w końcu uda mi się porozmawiać z tymi kobietami, ale mogliśmy spróbować. Więc jak zwykle położyłem się na plecach, w wygodnej pozycji i próbowałem zasnąć, tylko, że tym razem coś miało mi dopomóc.
           
            Teraz było inaczej. Gdy się obudziłem, nie czułem  się tak źle jak za każdym poprzednim razem. Mogłem oddychać, a odór jaki unosił  się w powietrzu nie przeszkadzał mi aż tak bardzo. Szedłem szybkim krokiem, starając się panować nad swoim oddechem, bo wiedziałem, że im szybciej będę oddychał, tym prędzej tlen się skończy, a liczyła się dla mnie każda sekunda.
            Mijałem znajome mi już zakamarki, aż w końcu poczułem ukucie w sercu i nadzieję, że uda mi się osiągnąć cel. I nagle ją zobaczyłem. Nie wyglądała tak, jak ją zapamiętałem. A może właśnie tak wyglądała?
            Kobieta o czarnych, długich włosach, które były poplątane i potargane, jakby właśnie wyszła z tornada, ubrana w czarną, podartą bluzkę, bluzę z kapturem, która straciła już na swoim kolorze. Oczy miała ciemne, jakby przesiąknięte tym, co się tutaj znajdowało. Twarz pokrywało błoto, w kącikach ust miała resztki zaschniętego jedzenia, a szczerzące się w moją stronę zęby, nie wróżyły nic dobrego.
            Spojrzała na mnie spode łba, po czym uśmiechnęła się, ale to wcale nie było urocze. Cofnąłem się parę kroków, niezbyt wiedząc, co mam zrobić i co się dzieje. Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła i zdałem sobie sprawę, że to nie jest to samo miejsce, w którym spotkałem kobietę. Tam była jaskinia, w której znajdowały się dwa łóżka i stół z krzesłami, a w tym miejscu… W tym miejscu pierwszy raz zobaczyłem zwłoki martwego zwierzęcia.
            Nagle kobieta zacharczała jak wściekły, głodny wilk i zaczęła biec w moją stronę. Nie wiele myśląc, ruszyłem za siebie, byleby tylko mnie nie dorwała. Przewracałem się i obijałem o śliskie, umazane krwią ściany, omijałem zwłoki zwierząt, ale nie mogłem pędzić. Nie mogłem biegać tak, jak to robiłem w normalnym świecie. Moja szybkość gdzieś wyparowała, co było w tym momencie bardzo nie fair.
            Obróciłem się na moment, aby zobaczyć czy ona, a raczej to coś, za mną biegnie, ale pech chciał, że nie dawała za wygraną. Miałem wrażenie, że jeżeli teraz się zatrzymam, to rzuci się na mnie niczym głodne zwierze i pożre w całości, nie zostawiając nawet kości, a na śmierć jakoś nie miałem jeszcze ochoty.
            Zastanawiałem się co zrobić, by się obudzić, albo wyskoczyć z tego snu. Przyszło mi do głowy, aby wyciągnąć z buzi gąbeczkę tlenową, ale wtedy szybko bym osłabł z sił i możliwe, że nie zdążył bym skoczyć.
            Odwróciłem się do kobiety i ustałem w miejscu. Nie miałem innego wyjścia jak stoczyć z nią walkę, bo uciekać wiecznie nie mogłem. Zdumiona, ale nadał patrząca na mnie jak na jedzenie tymi swoimi czarnymi oczyma, ustała i głośno się zaśmiała. Spojrzałem na nią zdumiony, unosząc jedną brew.
            — Odważny jesteś, chłopcze – zabrzmiał jej niski, wyraźny i przeraźliwy głos, który wywołał na mojej skórze ciarki. W tamtym momencie pożałowałem swojej decyzji. — Życie nie jest ci miłe, a ty i tak nie znajdziesz tego, kogo szukasz. – Usłyszałem w jednym momencie, a w drugim potwór biegł w moją stronę.
            Nie zdążyłem się zorientować, a już leżałem na ziemi, przygnieciony ciężarem jej ciała. Przygniotła mnie kolanami na brzuchu, owinęła nogi swoimi nogami, a ręce przykleszczyła dłońmi, tusz obok mojej głowy. Jej twarz zwisała prosto nad moją, z otwartą buzią wyglądała jeszcze straszniej. Poczułem jak wzrasta we mnie ogień, który chce eksplodować i to właśnie zrobiłem. Nie zważając na nic, moje ciało zaczęło płonąć, ale nim zapaliło się na dobre, wielkim i silnym podmuchem wiatru strąciło kobietę ze mnie tak, że odleciała parę metrów dalej.
            — Za każdym razem — Podniosła się z ziemi i otrzepała — kiedy tutaj wejdziesz — popatrzyła na mnie złowrogo — wiedz, że będą czekać na ciebie niespodzianki. Nie pójdzie ci tak łatwo jak myślałeś, jesteś silny, a siłę w tych czasach trzeba trenować. — Uśmiechnęła się krzywo. — Pamiętaj, tutaj nic nie jest takie jakie się wydaje. To nie ziemia mój drogi, to jest piekło. A w piekle rodzą się najlepsi.
            Po czym zniknęła, a ja poczułem, że robi mi się słabo i nagle pustka, ciemno i jedna myśl: czy tak wygląda piekło?

***
            — Do jasnej cholery, co się ze mną dzieje?  Co ja robię, świruję? Naprawdę. Gdzie ja jestem? Halo, jest tutaj ktoś, halo? To nie jest śmieszne, naprawdę, to nie jest śmieszne! Haaaalo?! Kim jesteś, idioto?! Wypuść mnie! Kurwa mać, ja nie przeklinam, ale mnie wypuść! Wypuść mnie, przecież ja ci nic nie zrobiłam! No błagam wypuść mnie, wypuść?! Słyszysz mnie? Halo?! Słyszysz, co ja ci zrobiłam, czego ode mnie chcesz? Zgwałcisz mnie? Odezwij się do mnie w końcu ty pierdolnięty chamie! Słyszysz mnie?! Pytam, słyszysz?!


___________________________________________________________________
Rozdział jest, napisany pod wpływem impulsu, wena mnie naszła, no i właśnie to jest to, czego mi brakowało. WiEM, czemu mam blokadę. Bo zawsze pisałąm w nocy,w  spokoju, przy telewizorze i właśnie dziś tak jest, no może bez telewizora, ale... Już, już przestaję gadać. Komentujcie!  :) 
Myślę, że rozdział mi się udał xd  

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 10

Notka* A więc jest, kolejny rozdział, w którym coś zaczyna się dziać. Niedługo jadę na urlop, więc może znajdę troszkę więcej czasu na nadrobienie waszych blogów, a trochę tego jest, nie ukrywam :D
A narazie życze miłego czytania! :)



                Moja głowa pękała, a oczy piekły, jakby ktoś nasypał mi do nich garść soli. Powoli podniosłem się z łóżka i rozejrzałem wokoło. Gdy zobaczyłem, że nie znajduję się w swoim domu, zmarszczyłem brwi i skupiając się najbardziej jak potrafiłem, próbowałem sobie przypomnieć co się stało.
                Nagle do pomieszczenia weszła Charrol, blondynka w krótkich, kręconych włosach i okularach. Szybkim krokiem przemierzyła kuchnie, a z niej wpadła prosto do salonu, trzymając w ręce jakąś czarną teczkę, co jak się później okazało nie było teczką, a laptopem.
                — Co ja tutaj robię? — spytałem, marszcząc brwi i trąc ręką swoją głowę, która nadal cholernie bolała.
                — Musimy porozmawiać — powiedziała, po czym rozejrzała się dookoła, jakby ktoś miał nas przyłapać na czymś niestosownym — ale to musi zostać między nami.
                Popatrzyłem na nią jak na wariatkę, ale wiedziałem, że ona była do tego przyzwyczajona, więc pozwoliłem jej mówić, bo ciekawość była silniejsza.
                — Nie pomyśl, że jestem głupia, ale wiesz, że od jakiegoś czasu czytam w myślach? — Skinąłem głową. — Więc wiesz też, że w twoich również. — To już niezbyt mi się podobało, ale czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. — Wiem o twoich snach, a tak szczerze, to wcale nie są to sny… — zamilkła i patrzyła na to, jak zareaguję.
                — Do tego wniosku zdążyłem dojść już sam… — powiedziałem powoli, nie zważając na jej przegraną minę, bo była pewna, że powie mi o tym pierwsza.
                — Mniejsza o to, patrz. — Otworzyła laptopa i okazała mi jakiś szkic, z którego niewiele rozumiałem. — To są miejsca, w których jesteś wyczuwalny. Znaczy…  w których mogę czytać twoje myśli. — Przyjrzałem się masie kropek na ekranie i zdałem sobie sprawę, że ona najzwyczajniej w świecie mnie śledzi. — Wcale cię nie śledzę, po prostu próbuję rozwiązać nurtującą nas zagadkę — odpowiedziała na moje myśli.
                Popatrzyłem na nią z ironią, ale wiedziałem, że chcąc czy nie chcąc, ona i tak będzie je słyszeć.
                — A więc to są miejsca, w których słyszę twoje myśli. Zazwyczaj jest to dom, szkoła, las i ogólnie dostępna okolica, w której mieszkamy, ale jest jeden mały szczegół, który zaczął mnie irytować. Mianowicie, od jakiegoś czasu, gdy idziesz spać, ja przestaje cię słyszeć. Ale nie zawsze. Tylko czasami. Twoje myśli są dla mnie niedostępne wtedy, gdy przenosisz się… Z moich wyliczeń, gdzieś głęboko pod ziemię, ale też nie jestem tego do końca pewna.
                Biorę pod uwagę fakt, że pod ziemią jest mała ilość tlenu, co – jak sądzę – doprowadza cię do tego, że w pewnym momencie tracisz swoją siłę i mdlejesz, nie dochodząc do celu, w jakim tam poszedłeś, ale mam pewne rozwiązanie, które może nie koniecznie ci się spodobać, ale możemy zaryzykować i odkryć to, co tam na ciebie czeka. — Uśmiechnęła się zwycięsko, a ja patrzyłem na nią jak otępiały, niezbyt wiedząc, jak mam na to zareagować. 
                — A więc, jaki to pomysł?
                — Myślę o tym, aby założyć ci maskę tlenową na noc. Jeżeli się teleportujesz, a jest to możliwe tylko dlatego, że zaczynasz biec z ogromną prędkością, ale zamiast biegać, to skaczesz czasoprzestrzennie, czyli przenosisz się gdzieś, gdzie chcesz się przenieść…
                — Ale za pierwszym razem nie chciałem się nigdzie przenosić! — krzyknąłem, przerywając jej monolog.
                — Za pierwszym razem coś cię tam ściągnęło, ale nie wiem też dokładnie co to było. Żeby się dowiedzieć, musielibyśmy, znaczy ty byś musiał — poprawiła się, widząc mój wzrok — odnaleźć owe kobiety i dowiedzieć się czegoś więcej.
                — Ale jak? — spytałem poważnie, czekając na jej odpowiedź, ale ona tylko się zaśmiała i puściła do mnie oczko. 
*
                — Wcale cię nie olewam, skarbię. — Mówiłem do telefonu, chociaż miałem wrażenie, jakby ona stała zaraz obok mnie.
                — A ja mam takie wrażenie, jakbym była ci obojętna. — Usłyszałem i odwróciłem się, bo głos nie dobiegał z telefonu, tylko zza moich pleców, ale nikogo tam nie było.
                — Przestań i dawaj do mnie, bo mi cię brakuje.
                — I to chciałam usłyszeć. — Po czym usłyszałem sygnał rozłączenia, ale miałem jakieś wrażenie, jakby temu sygnałowi towarzyszył cichy chichot.

                Wyszedłem z kuchni i wchodząc do salonu zauważyłem, że na stole leży kartka, której jeszcze przed momentem nie było. Podniosłem ją i przeczytałem: „Wiesz, że jestem wszędzie? J