Próbowałem skupić się na lekcji,
siedząc w drugim rzędzie i patrząc na zapisaną algorytmami tablicę, ale nie
wychodziło mi to najlepiej. W mojej głowie zaprzątały się setki myśli, które
najwyraźniej nie były matematyką. Cara siedziała trzy ławki za mną i co chwilę słyszałem
jej śmiech, który przyprawiał mnie o dreszcze. Nie odzywała się do mnie już od
kilku dni, a ja nic nie robiłem, aby zaprzestać tej sytuacji. Bo co miałem
zrobić? Kobieta jest dziwnym stworzeniem i obraża się, Bóg wie za co. Niby jest
niedostępna, niby nic od ciebie nie oczekuje, ale jeżeli nie idzie po jej
myśli, to po prostu strzela na ciebie focha i nie można się do niej dodzwonić,
a jak próbujesz podejść i zagadać, odwraca się na pięcie i odchodzi, ignorując
cię najnormalniej w świecie. To wkurzające, gdy nie mogę nic jej wytłumaczyć.
Gdy usłyszałem dzwonek na przerwę,
odetchnąłem z ulgą. Miałem dość tej chorej sytuacji, więc poczekałem przed
klasą na dziewczynę. Wychodząc, zobaczyła mnie i automatycznie odwróciła się i
zaczęła iść w drugą stronę. Podbiegłem do niej i chwyciłem ją mocno za ramię,
aby mi nie uciekła. Zatrzymała się i spojrzała na mnie takim wzrokiem, którego
nie zapomnę do końca życia.
— Czego chcesz? — wysyczała przez
zaciśnięte zęby.
— Cara, musimy porozmawiać —
odpowiedziałem, nadal nie puszczając jej ramienia.
— Nie chcę z tobą rozmawiać, jakbyś nie
zauważył. — Szarpnęła się mocniej, aby
uwolnić się z uścisku mojej ręki.
— Mnie to nie obchodzi, czego ty chcesz
— warknąłem — kocham cię i nie zamierzam tolerować takiego zachowania.
— Ty mnie kochasz? — Zaśmiała się, a ja
poczułem mocne ukucie w moim sercu, bo dziewczyna, którą darzyłem uczuciem, o
jakie się nigdy nie podejrzewałem, właśnie wątpiła. — Dobre sobie.
— Ja cię naprawdę kocham, ale ty
myślisz, że jak nie mogłem przyjść do ciebie na noc, to znaczy, że nie darzę
cię uczuciem? — Byłem wściekły, moim ciałem miotały takie emocje, że miałem
wrażenie, iż zaraz zapłonę i to dosłownie. Przypomniałem sobie słowa mojej
matki, która ostrzegała mnie, że tak się może zdarzyć, dlatego opanowałem
oddech i spokojniejszym już głosem, kontynuowałem. — Kobieto, nie wiem, czym
dla ciebie jest miłość, ale na pewno nie jest tym, o czym mówisz. Jak mogę ci
udowodnić moje uczucia? Sypiając z tobą?
— Już je udowodniłeś. — Spojrzała na
mnie, miała łzy w oczach, ale powiedziawszy to, odeszła pewnym siebie krokiem w
kierunku grupki koleżanek, które na nią czekały. Odwróciła się, stojąc przy
nich i bezgłośnie szepnęła do mnie.
Nie musiałem słyszeć jej słów,
wystarczy, że widziałem ruch jej warg. Nigdy nie myślałem, że go zobaczę, a na
pewno nie w takim momencie. Bezgłośne „koniec z nami”, zrujnowało moje życie. W
jednym momencie byłem najszczęśliwszym chłopakiem na całym świecie, a w drugim
poczułem, że ten świat właśnie się zawalił. Stałem tam i widziałem mijających
mnie ludzi, ale oni nie mieli znaczenia. Słyszałem głosy, które mówiły do mnie,
żebym się przesunął, wyzywały mnie, że nie stoi się na środku korytarza, bo
tamuję ruch. Nie miałem siły się ruszyć, moje nogi przyklejone były po płytek
na szkolnym korytarzu, a wzrok podążał za dziewczyną, która już nie była moja.
Zastanawiałem się, jak można stracić coś, co się kocha nad życie i jednocześnie
nie móc za tym pobiec, chociaż się to widzi.
Nagle korytarz opustoszał, uczniowie
weszli do klas, a ja nadal stałem jak słup elektryczny, który nie może się
ruszyć. Pierwsze otępienie gdzieś się ulotniło, a w jego miejsca przyszła
wściekłość. Poczułem rosnące we mnie ciśnienie, pulsującą krew w żyłach, walące
jak młot serce i taką adrenalinę, którą człowiek czuje po zażyciu piguł, ale
nie jednej, a kilkudziesięciu. Chwyciłem za plecak, który leżał pod ścianą i
najszybciej jak potrafiłem, nie ujawniając przy tym swoich mocy, wybiegłem ze
szkoły. Świat, jakby czując mój ból, płakał, a krople, które spadały na moją
twarz, włosy i resztę ciała były tak zimne, jak lód w czterdziesto minusowej temperaturze.
Gdy znalazłem się już poza zasięgiem kamer ze szkoły, udając się do lasku za
budynkiem, dałem upust swoim emocjom. Przebierałem nogami tak szybko, jak
jeszcze nigdy dotąd. Drzewa, które mijałem
nie miały kształtu, widziałem tylko cienie, miałem problem, żeby ominąć
co niektóre gałęzie, więc obrywałem jedną za drugą w twarz. Poczułem, jak
zaczynam się unosić. Moje ciało nie biegło, ono leciało, prosto przed siebie,
jakby miało jakiś cel, którego nie rozumiałem. Nie miałem siły, aby myśleć, ale
w głowie pojawiał się obraz uśmiechniętej dziewczyny, która przytula mnie do
siebie. Jej długie brązowe włosy oplatały moją szyję. Łzy same zaczęły cisnąć
mi się do oczu, a po mimo tego, że leciałem, to właśnie w tamtym momencie
zorientowałem się, że płonę. Nie wiem, jak wyglądałem, ale wydaje mi się, że
gdyby ktoś mnie zobaczył, pomyślałby, że jestem spadającym meteorytem, który
leci tusz nad ziemią i zaraz wybuchnie. Dokładnie tak się czułem, ale nie wiem, czy można było
wybuchnąć bardziej, niż już to zrobiłem.
Opadając z sił, upadłem na kolana i
zacząłem płakać jak małe dziecko po
utracie kogoś ważnego. Chyba właśnie tak było, pomimo tego, że byłem prawie
szesnastoletnim chłopcem, to nadal byłem dziecko i straciłem coś, czego nie
chciałem oddać nikomu. Może nie tyle straciłem, co ona mnie zostawiła. Bałem
się, że już nigdy jej nie odzyskam i miałem przeczucie, że moje obawy są
słuszne. Z mojego gardła wydobył się krzyk, niewyobrażalnie głośny, jak
ryknięcie rozwścieczone lwa, po czym upadłem na ziemię, łkając bezsilnie.
— Will, co się stało? — Usłyszałem głos
matki, która weszła do mojego pokoju. Nie poszedłem do szkoły pierwszy raz
odkąd pamiętam. Nie miałem siły patrzeć na Carę i jej roześmianą twarz, podczas
gdy moje serce było pociachane na milion kawałków, oczy czerwone jak u narkomana,
a twarz tak biała, że sam bałem patrzeć się na siebie w lustrze, bo bałem się,
że umarłem, tylko jakimś cudem nadal myślę. — Kochanie, dlaczego ty…? — Ameel podeszła do łóżka i mocno przytuliła
moją głowę do swojej piersi, a z moich oczu znów zaczęły lecieć łzy,
przypominając sobie, jak dziewczyna tak mi robiła.
— Mamo… — wychlipałem — Cara mnie rzuciła.
— Co? — Kobieta odsunęła mnie na
odległość swoich ramion i spojrzała współczującym wzrokiem. — Kochanie, tak mi
przykro. — Przytuliła mnie jeszcze mocniej niż poprzednio, a ja, czując się jak
małe dziecko, mocno wtuliłem się w jej piersi i płakałem.
— No chodź, będzie fajnie, wyluzujesz
się. — Russel siedział obok mnie, współczując mi. Niby nie lubił Cary, ale
czułem, że mam w nim oparcie.
— Błagam, spójrz na mnie. Wyglądam jak
wrak człowieka, a ty myślisz, że mam ochotę na imprezę? — spytałem, spoglądając na kumpla.
— Obiecuję, że cię nie zostawię i nie
wyrwę żadnej laski. To będzie męski wieczór.
Godzinę później, gdy już się ogarnąłem,
wykąpałem i doprowadziłem do człowieczeństwa, siedzieliśmy w klubie i piliśmy
piwo. Oczywiście barmanka nie chciała dać dwóch, bo ewidentnie było widać, że
nie jestem pełnoletni, ale widziałem jak Russ dał jej swój numer telefonu i
obiecał, że do niej zadzwoni, choć tak naprawdę wiedziałem, że tego nie zrobi,
bo dziewczyna nie była w jego typie. Ba, nie była nawet w moim typie. Wyglądała
jak nieudane połączenie Kardashianek z Paris Hilton i odrobiną Kate Perry. Piliśmy
więc piwo i patrzyliśmy na dziewczyny, które ruszały swoimi tyłkami na
parkiecie. Wiedziałem, że gdyby nie ja Russ już dawno obmacywał by którąś z nich
i za chwilę szli by do auta, by uczcić swoją znajomość. Było mi go szkoda, ale potrzebowałem go w tym
momencie, jak w żadnym innym.
Zastanawiałem się, co teraz robi Cara.
Pewnie czytała książkę lub się uczyła. A może myślała o mnie? Nie wiedziałem za
bardzo, jak się mam zachować, myślami byłem przy ukochanej, co sprawiało, że
rozmowa nam się nie kleiła. Sącząc napój, popatrzyłem na parkiet i przetarłem
oczy ze zdziwienia, gdy ujrzałem ową dziewczynę, która była w kawiarni tego
samego dnia, którego spotkałem się z Alice.
— Russ — Puknąłem kumpla w ramię —
zrobisz coś dla mnie?
— Co? —Uniósł głowę do góry.
— Widzisz tamtą blondynę na parkiecie? —
Spojrzałem w jej stronę, a on przytaknął. — Wyrwij ją dla mnie i przyprowadź do
stolika.
— Ale myślałem...
— Nie pytaj, tylko to zrób. — Wzruszył
ramionami, wstał i poszedł na parkiet.
Przyglądałem się, jak podchodzi do
niej, podając jej rękę i prosi do tańca, a już za chwilę byli przy naszym
stoliku. Dziewczyna, widząc mnie, zmieszała się niesamowicie, a jej wzrok był
rozbiegany dookoła, byleby tylko nie patrzeć na mnie. Policzki lekko jej się
zaczerwieniły. Wstałem i wyciągnąłem przed siebie rękę.
— Will. — Przedstawiłem się. — Wydaje
mi się, że gdzieś się już spotkaliśmy.
— Patty — odpowiedziała, rumieniąc się
jeszcze bardziej — Tak, ty również wydajesz mi się znajomy.
Nie chcąc się zdradzić przed kumplem,
zaczęliśmy rozmawiać na wszystkie inne tematy, omijając czytanie w myślach,
bieganie i płonięcie. Po jakiś dwóch godzinach, gdy Russel wstawił się dość
mocno, zaproponowałem, że odprowadzimy go do domu, a Patty mi przytaknęła.
Widziałem, że miał na nią ochotę, ale on zauważył, że mam ku niej jakieś plany,
więc nie próbował jej podrywać, za co byłem mu wdzięczny, bo pomimo tego, iż
urodą wręcz grzeszyłem, to on był diabelnie przystojny, a ja bałem się niesamowicie, że ona poleci na
niego, nie na mnie.
Przy niej, choć na moment zapomniałem o
Carze, przez którą przepłakałem ostatni czas, ale bardziej interesowało mnie
to, kim jest owa dziewczyna. Wychodząc z klubu, wziąłem kurtę kumpla z szatni,
podałem Patty jej płaszczyk i wyszliśmy. Była ładna, ciepła noc, na ulicach nie
było praktycznie nikogo. Gdy dotarliśmy do domu przyjaciela, poprosiłem
dziewczynę, aby poczekała, a ja weszłam z nim do domu i podziękowałem za
wieczór.
— Bierz się za nią, stary. — Uśmiechnął
się. — Jak przepuścisz taką laskę, to ci nie daruję.
— Nie przepuszczę. — Zaśmiałem się i
zamknąłem za sobą drzwi.
Dziewczyna siedziała niedaleko na ławce, więc podszedłem do niej i usiadłem obok.
— Więc… Zostaliśmy sami — zagadnęła,
lekko się uśmiechając.
— I co z tym zrobimy? — spytałem,
podnosząc kąciki ust ku górze.
— Może… Pójdę poznać twoich rodziców? —
Uniosłem brwi ze zdziwienia, patrząc na nią. Myślałem, że żartuje, ale jej mina
była poważna. Mieszkałem niedaleko Russela, a ona musiała o tym wiedzieć.
— Jeżeli chcesz…? — Kiwnęła głową na zgodę.
Wstaliśmy i zaczęliśmy się kierować w stronę mojego domu,
gdzie tylko po otwarciu drzwi, zauważyłem, że matka siedzi wraz z ojcem na
kanapie. Odwrócili się w moją stronę, a na twarzy matki zauważyłem grymas,
którego nie rozumiałem, ale byłem do tego przyzwyczajony.
— Mamo… To jest…
— Jestem Patty. Witam, panno Ameel i panie Nathanie. Wiele o
państwu słyszałam — przerwała mi dziewczyna, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.
Skąd ona wiedziała, jak mają na imię moi rodzice?
— Witaj, Patyy. — Matka wstała i zaprosiła gestem dziewczynę
do środka. — Jesteś taka podobna do matki.
Wiedziałem, że mama rozpoznała w Patty córkę owej Winter,
którą wspominała w ostatniej rozmowie.
Miałem tylko nadzieję, że nie jest ona żadną moją kuzynką, bo nie ukrywając
tego, że cierpiałem po stracie Cary, to chciałem to odreagować. Nie, żebym się
zakochał w Patty, ale już wtedy w kawiarni widziałem, jaka jest piękna, a teraz
była w moim domu, a ja nie miałem dziewczyny. Był jeszcze jeden plus całej
sytuacji. Przy niej nie musiałem nad sobą panować, albowiem wywnioskowałem, że
ona jest jedną z tych „magicznych” .
— Mama wiele mi o was opowiada, zanim zmarła.
— Winter nie żyje? — Nathan spojrzał na blondynkę.
— Niestety nie. — Dziewczyna uśmiechnęła się, nie chcąc
ukazywać tego, jak cierpi. — Przed swoją śmiercią kazała mi się skontaktować z
waszymi dziećmi, ale nie miałam jak tego zrobić, dopóki nie poznałam Alice,
która umie… Umie się komunikować za pomocą myśli.
— Tą Alice, która się ze mną spotkała w kawiarni, a później
zniknęła? — spytałem.
— Tak. Ona nie zniknęła. Stała się niewidzialna i śledziła
cię, aby dowiedzieć się, gdzie mieszkasz.
Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na matkę, która przyglądała
się dziewczynie.
— Co jej się stało? Dlaczego kazała ci się z nami
skontaktować? — Mama wstała i zaczęła chodzić nerwowo po pokoju.
— To dłuższa historia — odpowiedziała dziewczyna, zakładając
nogę na nogę.
— Mamy czas. Podejrzewam, że i tak zostaniesz na noc —
odezwał się tata.
— To zależy… — Uśmiechnęła się blondynka.
— Od czego? — matka spojrzała na nią.
— Od tego, czy będę mogła spać z Willem. — Nie było to
pytanie, a stwierdzenie.
Rodzice spojrzeli na mnie pytająco, co mnie zdziwiło, bo
myślałem, że usłyszę zaraz jakieś sprzeciwy od matki, a tu…
— Jasne — odpowiedziałem bez wahania.
— No to mamy jasność. A więc możesz mówić. — Ojciec przyniósł szklankę i nalał
dziewczynie napoju. Usiadł się wygodnie,
podejrzewając, że historia będzie dosyć długa.
— A więc, od czego by tu zacząć, może zacznę od początku.
Jakieś pół roku temu, w mojej głowie zaczęła pojawiać się
jakaś dziewczyna. Na początku myślałam, że wariuję, bo słyszałam głos, który
odpowiadał na moje pytania. Był ze mną wszędzie, w domu, w mieście, nawet po
prysznicem. Nie wiedziałam, o co chodzi, bałam się powiedzieć mamie, po mimo
tego, że od samego początku znałam całą historię z Feltonem, z mrokiem i z
wami. Wiedziałam, że matka włada mrozem i będę kiedyś musiała przejąć po niej
ten interes.
Któregoś dnia zdecydowałam się powiedzieć matce o tym, co się
dzieje. Po mimo tego, że byłam czarownicą, to myśli w mojej głowie, a mówiąc
dokładniej, dziewczyna w mojej głowie mnie przerażała. Matka powiedziała, że
jedyną osobą, która może się dostać w ten sposób do mojej świadomości, to
Alice, córka Rosse, mojej ciotki, którą zabiliście. Na początku nie rozumiałam,
jak to możliwe, że ciotka ma młodszą ode mnie córkę, jeżeli gdy ja się
pojawiłam na świecie, to jej jeszcze nie było, jednak matka powiedziała mi, że
czarownice… Czarownice, jeżeli są w ciąży, to nawet po śmierci urodzą swoje
dzieci. Co dziwniejsze, zastanawiała się, jakim cudem jednak Rosse mogła być w
ciąży, jeżeli nie była wtedy z Feltonem.
Siedziała chwilę i główkowała tak, gdy nagle powiedziała coś, o jakimś
Jonie, z którym się spotykała. Miałam wrażenie, że nie słyszę dobrze, ale
jednak to była prawda. Myślę, że Jon nie wie, że ma dziecko, a tym bardziej nie
wie tego jego żona, Felcy, ale myślę, że czas najwyższy, żeby się dowiedzieli o
tym.
— Jon nie spał z Rosse — powiedział spokojnym tonem Nathan.
— Jesteś taki pewny? —
spytała dziewczyna.
— Poczekaj. Pamiętasz , jak po sylwestrze spali u nas? — odezwała się mama — Jak zeszłam na du, to
nie było jej…
— Nie ważne to jest. Ważne, że jest to jego córka. Połączenie
LOFREE z czarownicą. Coś niesamowitego. – Kontynuowała dalej Patty. – Tak więc,
gdy już się dowiedziałam, kim jest owy głos w mojej głowie, spotkałam się z nią. Jako, że czarownice
kontaktują się najpierw ze swoją rodziną, to ja byłam jej najbliższa. Nie
powiedziała mi zbyt wiele, aby to, że ludzie w Ameryce polują na coś, co
nazywają Czarnymi Aniołami Mroku. Dzisiaj wiem, że tym czymś, są wasze dzieci,
znaczy się Will, córka Teyii i wiele, wiele innych istot. Facet, który na nich
poluje jest czarownikiem, który twierdzi, że wasz pokrój zagraża ludziom i chce
was wszystkich unicestwić. Jest cała masa takich osób, którym wpoił ten sposób
myślenia i dopóki on żyje, wasze dzieci są zagrożone. Przykro mi, Will, że
dowiadujesz się w ten sposób, ale… No, musiałam to powiedzieć, żebyście
wiedzieli na czym stoicie. Oczywiście, ja z mojej strony mogę zapewnić, że pomogę,
Alice też, pod warunkiem, że pozna swojego ojca.
— Z tym może być pewien kłopot, ponieważ nie za bardzo wiem,
gdzie znajduję w tej chwili Jon. — Tata spojrzał na dziewczynę, jakby w ogóle
się nie przejmując tym, że grozi mi niebezpieczeństwo.
— Ym, mam pytanie. Jak mamy z nim walczyć? — Spojrzałem na Patty, pełnym nadziej
wzrokiem.
— Jak na razie, to musicie uciekać. Ty, Charrol, Cara…
— Cara?! Z tego co wiem, to ona nie ma mocy! — krzyknąłem.
— Przecież była twoją dziewczyną, — Trafiła w czuły punkt,
ale nie chciałem dać tego po sobie poznać, ponieważ miałem inne plany na
wieczór.
— No i co z tego. Nie wie
o moich mocach, a gdyby je miała, to bym zauważył na pewno. I dobrze powiedziane, była. — Mama spojrzała
na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi, ale po mojej minie chyba zrozumiała, że
mam jakieś zamiary ku Patty, więc nie odzywała się na ten temat.
— Myślę — przerwała — że jest już późno, a ty Patty, pewnie
jesteś już zmęczona.
— O tak, z chęcią bym się położyła.
— A więc idźcie do pokoju.
Moment później siedziałem na swoim łóżku umyty i pachnący, i
czekałem, aż dziewczyna wróci z łazienki. Gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłem
kobietę, ubraną w najseksowniejszą bieliznę, jaką kiedykolwiek widziałem.
Patrzyłem na nią, jak na anioła i doszło do mnie, że nigdy nie widziałem
dziewczyny tak ubranej, która na dodatek, za chwilę miała wylądować w moim
łóżku. Uśmiechnęła się do mnie, zgasiła światło i położyła obok mnie.
— Myślę — zaczęła — że szkoda by było zmarnować tak piękną
noc, jak ta. — Poczułem zapach jej ciała. Zbliżyła się do mnie i dotknęła Wagrami
moje usta, a ja odpłynąłem, zapominając o Carze i całym świecie.
— Myślę, że nie zmarnujemy tej pięknej nocy, słoneczko —
wysyczałem przez zęby i obracając się delikatnie, wylądowałem na niej.
_______________________________________________
* Notka:
No to poleciałam po bandzie. Zazwyczaj, moje rozdziały są krótkie, ale dziś miałam pewną wenę, w której miałam jasno przedstawiony scenariusz mojego rozdziału i nie mogłam tego skrócić. Ostatnio miałam blokadę, nie miała pomysłu, a dziś usiadłam przed laptopem i tak oto naskrobałam dość dużo. Pomijając to, że moje rozdziały mają maksymalnie tysiąc słów, dziś mój rozdział ma dokładnie 2748, co jest szokiem.
Jednocześnie, chciałam powiedzieć, że teraz rozdziały będą pojawiać się znacznie rzadziej, gdyż będzie to spowodowane tym, że o 3 w nocy wyjeżdzam za granicę do pracy, więc nie będę miała tyle czasu na pisanie, co prędzej.
Chcę wam podziękować za to, że czytacie i jesteście, i mam nadzieję, że pomimo tego, że rozdziały będą pojawiać się rzadziej, zostaniecie ze mną, będziecie i będziecie czytać.
A tymczasem buziaczki dla was!
Patyy :*